„Jakbym poświęcił tyle czasu na muzykę, co na piłkę nożną, to pewnie miałbym Oscara”

W drugi dzień festiwalu widzowie spotkali się z Tomaszem Gąssowskim – tuż przed projekcją filmu „Baraż”. Reżyser sam zapowiedział swoją produkcję, od razu zdradzając genezę filmu. – Kiedyś byłem trenerem piłki nożnej. A w piłce, jak ktoś skręci nogę bez udziału przeciwnika, drużyna przeciwna wybija piłkę na aut, w geście solidarności. Żeby zawodnik mógł dojść do siebie. I to właśnie pije do mojego „Barażu” z 2017 roku – mówił.

Film powstał – jak sam podkreślał – z sentymentu i trochę z przypadku. – Nie jestem wykształconym reżyserem. Zrobiłem jedną scenę próbną w szkole, a potem nagle powstał „Baraż”. Krótki metraż, zrobiony „na wariata”, okazał się filmem, który zebrał nagrody i otworzył drzwi do pełnometrażowego „Wróbla”.

Podczas spotkania Gąssowski wracał do własnej historii, która stała się główną inspiracją dla 30-minutowej produkcji. – To był prawdziwy mecz, w jakiejś szóstej lidze. Prowadziliśmy 1:0, ktoś skręcił nogę, sędzia nie gwizdnął. Wszyscy krzyczeli „wybij na aut”, a młody postanowił strzelić gola. Zanim piłka dotknęła prostokątu, bramkarz go sfaulował. Ja miałem karnego, ale zrezygnowałem. W szatni była bójka, starsi mnie bronili, młodzi wyzywali. Dla wielu byłem idiotą. Ale do dziś nie mam wątpliwości, że to była dobra decyzja – opowiadał.

W rozmowie nie zabrakło anegdot piłkarskich. O meczu, w którym sędzia proponował „remisik”, czy o świecie futbolu niższych lig, gdzie – jak mówił – korupcji nie było, ale kombinowanie zawsze się zdarzało.

Reżyser napomknął też o obsadzie. Jacek Borusiński, znany z kabaretu Mumio, w obyczajowo-dramatycznym „Barażu” okazał się świetny. – Znam Jacka 20 lat, jest niesamowicie skromnym człowiekiem. W „Barażu” i później we „Wróblu” świetnie się odnalazł. Reżyser wspominał także casting młodego Oliwiera Kozłowskiego – chłopca, który już podczas próbnej sceny pokazał salto, a na ekranie wypadł jak zawodowiec.

Widzowie podkreślali swojskość produkcji. Długie kadry skupione na detalach – bułkach z kotletami mielonymi, kotach czy grze „w monety” w towarzystwie trzepaka – u wielu powodowały uśmiech i powrót do wspomnień z dzieciństwa.

Na koniec padło pytanie o przyszłość. – Nie wiem, czy zrobię kolejny film. Krótki metraż to była wolność, pełny metraż to już odpowiedzialność. W moim wieku nie chcę robić filmu, który nie będzie dobry. Muszę mieć w głowie coś, co naprawdę mnie porwie. Świat się zmienił – mamy wojnę, inne realia. Trzeba to przemyśleć.

 

Ola Pruszyńska